Powszechnie panuje przekonanie, że Polacy obawiają się kredytów. Czy to prawda? Czy rzeczywiście obawiamy się brać kredyty? Po pierwsze, jeżeli zastanawiamy się nad tego typu zagadnieniem, zawsze warto najpierw się rozejrzeć. Zarówno banków jak i parabanków jest na naszym rynku dość sporo. Tak więc oznacza to, że na usługi finansowe, także kredyty, jest wzięcie, to znaczy jest popyt. Gdyby było inaczej, gdyby kredyty nas nie interesowały, z pewnością nie spotykalibyśmy na każdym kroku ogłoszeń z frazami: chwilówka, kredyt, pożyczka, szybkie pieniądze na dowód i tak dalej.
Wystarczy rozejrzeć się wśród dużych miast. Powiedzmy w Gliwicach, jednym z największych miast Aglomeracji Śląskiej, główna ulica i najbardziej znana, to ulica Zwycięstwa. Kiedyś królowały na niej kawiarnie i sklepy z ubraniami, sklepy spożywcze i niewielkie przytulne knajpki. A dzisiaj co? Telefony komórkowe i banki. Trudno jest znaleźć reklamę z napisem kawa, za to bardzo łatwo jest znaleźć reklamę z napisem kredyty https://www.defu.com.pl/kredyt-konsolidacyjny-dla-zadluzonych/.
Po ulicach często przechadzają się młodzi ludzie rozdający po szkole czy po zajęciach na studiach ulotki, aby coś sobie dorobić. I co jest na tych ulotkach? Kredyty. Oferty pożyczek, które proponowane są przez banki i parabanki funkcjonujące w mieście. Polacy nie boją się kredytów, ponieważ są one dzisiaj bezpieczne. Bezpieczne w tym sensie, że zarówno banki jak i inne firmy, parabanki, działają w stu procentach legalnie i nie mamy się czego obawiać.
Jeśli dokładnie przeanalizujemy umowę i zrozumiemy dokładnie, co jest nam proponowane, a następnie zgodzimy się na warunki kredytu, na pewno nie poczujemy się po czasie oszukani. To, co widzimy w umowie, to czysta prawda. Biorąc kredyty w legalnych źródłach, czyli bankach i parabankach, nie narażamy się na żadne problemy. Tak więc nie obawiamy się kredytów, chyba że chodzi o bardzo wysokie sumy i są to wówczas obawy w rodzaju czy nie zwolnią nas z pracy, a jeśli tak to czy będziemy mogli dalej spłacać kredyt, a nie czy bank lub parabank nas nie oszuka.
Czy są kredyty, których się obawiamy?
Coraz częściej i coraz śmielej korzystamy z ofert banków i parabanków, które proponują nam kredyty. Nie tylko dlatego, że coraz bardziej im ufamy, ale również dlatego, że zmusza nas do tego życiowa sytuacja. Pracujemy coraz dłużej, ale często za mniejsze pieniądze. Mamy niekoniecznie korzystne umowy o pracę, lub pracujemy na tak zwanych umowach śmieciowych, ponieważ nie możemy pozwolić sobie na brak dochodów, a nie możemy znaleźć lepszej pracy. W takich sytuacjach, kiedy nasze umowy nie są korzystne, na przykład mówiąc wprost: w umowie mamy napisane, że zarabiamy tysiąc złotych, a resztę pieniędzy dostajemy od szefa do ręki, na lewo, dla banku jesteśmy słabo wypłacalni. Wówczas chętnie korzystamy z ofert parabanków, które proponują nam kredyty na dowód.
Z jednej strony korzystamy z nich chętnie, z drugiej czasem obawiamy się takich kredytów, bo wciąż tkwi w nas przeświadczenie, że parabanki nie są uczciwe. Są uczciwe, ponieważ działają i funkcjonują w Polsce jak najbardziej legalnie. Należy jednak zwracać zawsze uwagę na to, czy firma, w której chcemy wziąć kredyt, faktycznie jest zarejestrowaną firmą, a nie działającą nielegalnie grupą ludzi. Firmy proponujące nam kredyty na dowód nie oszukują nas.
Oprocentowanie jest wyższe niż w banku, jednak jesteśmy tego świadomi od początku, ponieważ pracownicy dokładnie informują nas, ile zapłacimy za wzięte kredyty. Ile wynosi oprocentowanie, ewentualne dodatkowe opłaty oraz ile będziemy spłacać dany kredyt. Jeżeli chodzi o pieniądze, które pożyczamy od banków: najbardziej obawiamy się kredytów w dużych wysokościach, takich, które będziemy opłacać jeszcze przez wiele lat. Nikt nie może nam zagwarantować, czy już zawsze będziemy zarabiać, tyle ile zarabiamy dziś, albo czy nasz pracodawca nas nie zwolni. Nawet jeśli sprawdzamy się dobrze, pracujemy lojalnie i przykładamy się do swoich obowiązków, zdarzają się sytuacje, że pracodawca musi z nas zrezygnować ze względów ekonomicznych. Dlatego obawiamy się kredytów, które są długoterminowe.
Coraz więcej Polaków sięga po kredyty (intermedialna), ponieważ chcemy mieć coraz więcej, a niestety nie możemy sobie na to pozwolić. Marzymy o mieszkaniach w przyjaznych okolicach i dzielnicach, o wielkich płaskich telewizorach czy o laptopach z dyskiem o pojemności pięćset razy większej niż jeszcze kilka lat temu. Marzymy o tym, a nie stać nas na to: żeby jednorazowo wydać kilkaset tysięcy na mieszkanie, albo nawet żeby wydać trzy tysiące na wspomniany wcześniej sprzęt elektroniczny.
Tak więc sięgamy po kredyty. Które z tych kredytów spłacamy najchętniej i dlaczego właśnie te? Przede wszystkim, najłatwiej spłaca nam się chyba kredyty hipoteczne, które wzięliśmy na zakup mieszkania czy domu. Wówczas nasz dom lub mieszkanie stanowi dla banku zabezpieczenie: jeśli nie będziemy spłacać kredytu, bank może nam to lokum po prostu odebrać na drodze sądowej. Dlatego w pierwszej kolejności zawsze staramy się, aby nasze kredytowe zobowiązania, które powiązane są z mieszkaniem, czy domem zostały spłacone.
Czy można określić to jako chęć spłacania kredytu, trudno jednoznacznie określić. To raczej potrzeba, konieczność, którą jednak dzielnie znosimy. Największy problem mamy ze spłacaniem kredytów, które wzięliśmy lekkomyślnie i pod wpływem impulsu: na przykład na zakup nowego samochodu, który okazał się nie tak doskonały jak to sobie wyobrażaliśmy, lub po prostu po czasie doszliśmy do wniosku że wcale nie był nam potrzebny. Wówczas niechętnie spłacamy taki kredyt, bo boli nas to, że podjęliśmy złą decyzję. Podobnie jest, jeżeli bierzemy kredyt na spłatę innego zobowiązania, jakie mamy.
Na przykład pożyczyliśmy od krewnego dwadzieścia tysięcy złotych i mieliśmy spłacić je w ciągu trzech lat. Nagle krewny mówi, że kredyt, którego nam udzielił. Spłacony już, bo inaczej śmiertelnie się na nas obrazi, albo po prostu znalazł się w nieprzewidzianej trudnej sytuacji i potrzebuje tych pieniędzy. Wówczas sięgamy po kredyty do banku, żeby odciążyć tę osobę. A wtedy oprócz pożyczki dochodzi oprocentowanie i wcale nas to nie cieszy. Najchętniej poza kredytami na mieszkanie spłacamy chyba kredyty na wakacje, ponieważ spłacając je mamy w głowie wspomnienia czegoś przyjemnego.
Zdarza nam się brać kredyty z naprawdę przeróżnych okazji, na naprawdę różne potrzeby.
Bierzemy kredyty na zakup mieszkania, samochodu, sprzętu RTV, sprzętu AGD, na remont, nowe meble, nowe wyposażenie wyremontowanych pomieszczeń, na wakacje, na studia, na zorganizowanie wesela czy zorganizowanie rodzinnych świąt. Jakie kredyty, na jakie cele, bierzemy najmniej chętnie i później najmniej chętnie spłacamy? Przede wszystkim, gdyby zapytać statystycznych Polaków, które kredyty bolą ich najbardziej, z pewnością większość z nich odpowiedziałaby: kredyty nieprzemyślane. Kredyty nieprzemyślane, czyli takie, które wzięliśmy pod wpływem impulsu.
Stwierdziliśmy na przykład, że marzy nam się kurs nurkowania, więc wzięliśmy kilka tysięcy pożyczki na ten cel. Potem okazało się, że stan zdrowia nie pozwala nam na podjęcie tego kursu i jego ukończenie, więc musieliśmy z niego zrezygnować, kiedy został już opłacony. A kredyt trzeba płacić, tak czy inaczej, nic z tego nie mając. Podobnie w sytuacjach, kiedy kupiliśmy coś, czego tak naprawdę wcale nie potrzebowaliśmy: na przykład nowy wózek dla dziecka, które ma się dopiero urodzić, a tydzień później sąsiad oddał nam swój, w bardzo dobrym stanie, którego chciał się pozbyć, żeby nie zagracał mu mieszkania. Jednak jakie kredyty bierzemy najmniej chętnie, poza tymi których później możemy żałować? A no takie, które będziemy spłacać przez długie, długie lata, bez pewności czy nam się uda tego dokonać w wyznaczonym terminie.
Są to głównie kredyty na mieszkania i domy. Choć mieszkanie czy dom zawsze jest dla nas bardzo ważne, ciężko jest nam podjąć decyzję o wzięciu kredytu, który obciąży nas finansowo na najbliższe kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt lat. Obawiamy się tego, głównie ze względu niestabilny rynek pracy w kraju. A co, jeśli nas zwolnią i nie będziemy mieli z czego spłacać rat? Dlatego właśnie boimy się dużych kredytów. Nie przepadamy także oczywiście za braniem kredytów dla kogoś innego: dla brata, który wpadł w finansowe tarapaty, dla przyjaciela, który prosi o wsparcie. Choć im ufamy, zawsze jest obawa, że w końcu te kredyty będziemy musieli spłacać sami, za swoje pieniądze, bo w końcu na umowie kredytowej widnieje nasze nazwisko.